Strony

Doors painted with sun.

Czasem mam wrażenie, że wspominając, kroczę po niekończącym się korytarzu drzwi, wręcz całych ulicach. Każde z nich to jedna z decyzji jaką w życiu, ach, aż 18-letnim, podjęłam. Niektóre z nich są zamknięte na klucz gdy inne stoją przede mną otworem. Niektóre wyglądają jakby przeżyły Pierwszą Wojnę Światową, inne jakby wyjęto je z katalogu najnowszych modeli. Każde z nich ukształtowało moją osobowość. Doprowadziło mnie do tego miejsca, w którym teraz jestem, do tych ludzi, których teraz znam, do tych wniosków, które z nich wyciągnęłam (czasem z trudem, nie mogąc uwierzyć prawdzie…). Nauczyły mnie, no cóż, może zabrzmi to zbyt poważnie- życia. 



Idąc przez tą moją cudowną ulicę można zauważyć, że drzwi różnią się również kolorami, jakby chciały mi powiedzieć co czułam w danym momencie życia, gdy je zamykałam. Przez małe otwory na klucz mogę zobaczyć urywki zdarzeń, tak dla mnie wtedy znaczących. Nie każde mam ochotę znowu oglądać, do innych bym z przyjemnością wróciła.  Są też takie drzwi, których bałabym się znowu otworzyć, takie które swą czernią mogłyby konkurować z najgłębszą otchłanią. Wspomnienia które dawno wyparłam. Decyzję, których najbardziej żałuję. Wspomnienia, które bolą. Ich przeciwieństwem są te, które wyglądają jakby były pomalowane słońcem. Jasne i świecące, najpiękniejsze do tej pory chwile życia. Decyzję, które uważam w 100% za słuszne i mam nadzieję, że z czasem będzie ich coraz więcej.



Ale prawdą jest, że żadnych z tych drzwi/decyzji bym nie wymazała, nie postąpiłabym inaczej, bo one są mną.


Jedyne czego nie wiedzę to droga przede mną, droga do końca.


A Wam życzę jak najwięcej wspomnień w kolorze słońca!


NotNormal
Napisane dawno temu i opublikowane teraz dzięki What's up, my head, 
czasem trzeba kogoś kto Cię zmotywuje... 
Do Zobaczenia/Usłyszenia po maturze (może wcześniej ;*- mam nadzieję)

Letting go...

Ostatnio często przechodzą mi przez głowę dorosłe (w moim mniemaniu) myśli. Czy to dziwne, czy też nie - nie wiem, nie chcę wiedzieć. Lubię je. Wszędzie słyszałam, że osiemnaście, to tylko liczba, i że w sumie nic się nie zmienia. A tu, proszę. Moje myśli zmieniają się. Zaczynają się układać i nie biegają już jak oszalałe, po mojej biednej niekiedy głowie.

Zmierzam do tego (żeby napisać posta, bo tęsknię, ale temat musi być, więc szukam...), że ludzie się zmieniają. Nie wiem dlaczego, ale wiem za to, że czas to właśnie to miejsce, gdzie wszystko się odbywa. Przyczyny, jak zauważam, są różne.


W życiu tak już chyba jest, że ludzi trzyma przy sobie:

a) miejsce;
b) cel;
c) czynniki zewnętrzne, tzn. szkoła, znajomi;
d) czynniki wewnętrzne, tzn. tak zwane uczucia.

I tak... Widzę, co widzę. Swoje wiem, a jeśli nawet nie wiem, to czuję. Nie do wszystkich podpunktów znajduję odnośnik w mym szarym życiu, ale z tych, które miały lub właśnie mają miejsce, staram się (tak właśnie, dokładnie tak, jak zrobiłaby dorośle myśląca kobieta) wyciągać wnioski. Najbezpieczniejsze jak tylko się da, a to dlatego, że całe życie byłam mistrzynią w wyciąganiu pochopnych, często korzystnych jedynie dla mojej osoby wniosków.

Skoro ktoś chce odejść/nie chce zostać lub, najzwyczajniej w świecie - nie chce mu się zostać, daj spokój. Ktoś mądry powiedział:


Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Jeśli wróci do Ciebie, jest Twoje. 
Jeśli nie wróci, oznacza to, że nigdy od początku Twoje nie było.


Nigdy, nigdy nie zdarzyło mi się o tym pamiętać, kiedy z beznadziejną nadzieją (w oczach, głosie, głowie...) starałam się przekonać kogoś, by po prostu został. I zawsze było to samo - nie. Nigdy mi się to nie udało. I właśnie teraz, osiemnastoletnia ja, mówię sobie (i Wam także!), że skoro nikt nie zadał sobie na tyle trudu, by zostać, to to wcale nie musi oznaczać, że stało się tak z mojej winy, że coś ze mną było nie tak. Mówię sobie, że nie warto marnować sił na trzymanie kolejnej osoby. Mówię sobie, że może warto mocniej ufać tym, których mam. I wreszcie, staram się siebie przekonać, że kiedyś znajdzie się ktoś, ba! całe grono ludzi, którzy będą chcieli być obecni, ze względu na mnie i na siebie, nie przez chwilę, ale na dłużej. Na bardzo długo.



!H.a.p.p.y!




Zmordowana biologią chemią biologią chemią biologią chemią biologią chemią biologią 24/7
what's up, my head?miłego słuchania, czytania i oczekiwania na następny post,
który - jak wynika z przeprowadzonych przez produkujące się tutaj maturzystki (o zgrozo!)
 pojawi się lada moment po maturze

xoxo