Co krok łapię się na rozmyślaniach pod tytułem 'cóż jest we mnie nie do przejścia?'. Przez głowę przechodzą mi wtedy różnorodne poszlaki. Może to przez moją upartość? Bo przecież osły są mniej wykwalifikowane w tym kierunku niż ja. Może to przez głupotę? Kolor włosów nie raz, nie dwa zobowiązuje. Może to przez moją wrodzoną dziwność, która - jak podejrzewam, bije ode mnie na kilometry... Może to moja złośliwość ma z tym coś wspólnego? Może to to, że nie lubię mieć myśli zbyt na wierzchu? Cóż, poza tym wszystkim, co wypisuję tutaj, oczywiście. Jednak to co innego, w końcu nie jestem z Wami na 'ty'. Tak, czy siak, jestem przez to nie do poznania.
I tak się toczy moja kulka wad.
I kiedy jestem już o krok od złapania się jej i od stoczenia się razem z nią z jakiejś stromej skały, co jest skutkiem poczucia mej mistrzowskiej beznadziejności, to jednak coś mi zwykle szepcze w tej mojej upartej głowie 'stój, głupia'.
I wtedy kulka wad magicznie zamienia się w kulkę wado-zalet. Tak jest. Powoli uświadamiam sobie, że przecież lubię to, co chowam w środku. Moje melodie. Najdziwniejsze rzeczy, które mnie bawią albo fascynują, ale o których lepiej nie mówić. Słowa, które oplatają mi serce i te, które wyścielają mi mózg. Marzenia, które nie uciekły razem z czasem. Pomysły, które chciałabym wypisać albo pokazać na papierze. No i na samym końcu, wszystkie chwile, które były piękne, bo były żenujące, urocze, zabawne, szalone, dziwne.
Potem jest cisza i słowa 'co będzie, to będzie'.
Potem jest ulga.
A potem znów to samo.