Love DESPERATION in the air...
Wiem, że może jest to dość pesymistyczne i uwierzcie mi, że wcale tak o miłości nie myślę, tylko po prosu już nie mogę znieść tych feromonów w powietrzu. Feromonów, które już nawet nie pachną, a śmierdzą desperacją. Rozumiem, że komuś może się ktoś podobać, że chciałby/aby z nią/nim chodzić, ale po co szukać sobie kogoś na siłę. I na siłę tego kogoś podrywać? Takich ludzi jest mi po prostu żal, bo nawet jeśli jako taki związek z tego wyjdzie to na pewno nie długodystansowy.
Mam wrażenie, że niektórzy ulegają presji otoczenia. Zrobiło się w końcu ciepło, przyroda budzi się do życia, kwiaty kwitną i coraz więcej par korzysta z pogody. Idziesz sobie przez miasto i zawsze jakąś spotkasz, w szkole też nie przejdziesz korytarzem jakiejś nie widząc, ale po co od razu czuć się źle z tym, że jesteś singlem? Szukać kogoś na siłę, by nie odstawać? Albo za namową przyjaciółki, bo ona ma chłopaka i fajnie byłoby pójść na podwójną randkę? Tak się po prostu nie powinno robić, trzeba pomyśleć jeszcze o uczuciach tej drugiej osoby. Czy to nie jest w pewien sposób- wykorzystywanie? Są takie osoby, które mam wrażenie, zabiłyby za "napój miłosny", którego mogłyby użyć kiedy im się podoba i na kim im się podoba. Tylko czy byłaby to miłość? Czy odważyłyby się użyć antidotum? Nie przyzwyczaiłyby się za bardzo do bajki?
Przepraszam, że tak pisze, ale są to wnioski z moich wnikliwych obserwacji behawioralnych, możecie się z tym nie zgadzać (to jeszcze wolny kraj ;D) i jeżeli tego nie obserwujecie we własnym otoczeniu- to Wam zazdroszczę.
Na osłodę, jakże gorzkiego wywodu...