Co teraz?
Gdzie?
Dlaczego?
Po co?
Z kim?
W którą stronę?
Nie wiem dokładnie jakie myśli towarzyszą tegorocznym maturzystom, nie wiem też jak to będzie ze mną za rok. Ale w tym momencie targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony nie mogę się już doczekać by zamknąć ten rozdział mojego życia i (jak na załączonym obrazku) nie musieć widywać już niektórych ludzi, przebywać z nimi, czy nawet ich słyszeć. Jednak każda moneta ma dwie strony. Z niektórymi osobami trudno będzie mi się pożegnać, a jeszcze trudniej stanąć przed tym decydującym momentem w życiu. Maturą. Bo co jeśli wszystkie marzenia jakie w życiu miałaś nagle wyparują. Tak wiem, są poprawki, ale nawet jeśli, to czy ta porażka nie wpłynie i tak jakoś na twoje myślenie? Samopoczucie? Nie załamie?
Od dziecka każdy z nas snuje niekończącą się nić marzeń o tym co zrobi gdy już będzie DOROSŁY. Ale im bliżej tej "dorosłości" tym trudniej.
Będąc w podstawówce chcesz już być w gimnazjum, nie wiesz dokładnie dlaczego, po prostu chcesz się czuć ważniejszy, starszy, lepszy. Patrzysz na licealistów i myślisz jak to oni mają fajnie, że wszystko już mogą.
W gimnazjum marzysz już o liceum. Zaczynasz też myśleć o tym czasie w trochę innych kryteriach. Fajny chłopak ma teraz inne znaczenie. Liceum= wolność, prawo jazdy, dowód osobisty i wszystkie związane z nim udogodnienia (you know what I mean).
Jednak życie lubi płatać figle.
Gdy już napiszesz egzamin gimnazjalny, do którego btw dużo nie musiałeś się uczyć (mówię z perspektywy licealistki) stajesz przed pierwszym "trudnym wyborem w życiu". Do którego liceum chcę pójść? Gdy już dokonasz tego jakże kłopotliwego wyboru i złożysz papiery i hura(!) dostaniesz się tam gdzie chciałeś, masz przed sobą cudowne dwa miesiące nieróbstwa. I CIESZ SIĘ NIMI.
W liceum wszystko zależny od tego jaki wybierzesz profil, to definiuje ile, według wszystkich dookoła, powinieneś się uczyć. Tak więc:
Humany- nic nie robią, czasem pouczą się na historię.
Biol-chemy- tylko się uczą i nie maja życia poza szkołą.
Mat-fizy- to podobno ci najfajniejsi, wyluzowani. Uczą się kiedy chcą.
I szczerze mówiąc, z autopsji muszę się z tym zgodzić, ale, właśnie, jest jedno ważne ALE. Wszystko zależy od danej osoby. Nie będę się kłócić z tym, że 90% uczniów na danym profilu jest opisana wyżej, a 2% się do tego nie przyznaje. Największą trudnością jest znaleźć w takiej klasie osobę z tych pozostałych 8% i mieć nadzieję, że jest fajna, a nie że jest to hipokryta maskujący swoje prawdziwe oblicze ironią.
Ale wracając do tematu. Gdy jest się już w tym sławnym LICEUM nie czuje się w ogóle starszym czy ważniejszym. W środku jest się cały czas tym samym człowiekiem. Bardzo rozczarowujące gdy porówna się nasze wyobrażenia z n lat wstecz. Skończenie 18 lat też nie jest przełomem w życiu, jedyne co cieszy to zdane prawko. A tak na prawdę, to już od 2 klasy liceum czuje się na karku zimny oddech upiora-maturki.
Widząc tegorocznych maturzystów, którzy jeszcze niedawno byli na naszych ciepłych posadkach drugoklasistów i to, że już od maja to nas w szkole będą nazywać maturzystami... Bezcenne... Po prostu cuuudowne uczucie przejmującego paraliżu.
No... Przepraszam za nieco czarny obraz rzeczywistości zwanej liceum. Wiem, że te lata na długo pozostaną w mojej pamięci, a gdy już będę po tym trzyletnim transie, to się okaże, że były to najlepsze 3 lata mojego życia, ale w końcu pamięta się tylko te dobre rzeczy, prawda? Stres związany z maturą szybko chce być zapomniany.
PS. Polecam film The Art of Getting By