Strony

Bo najważniejszy jest początek...



Podobno.

Ktoś mi to kiedyś powiedział albo gdzieś to przeczytałam, dokładnie nie pamiętam. Osobiście również tak myślałam, do czasu...

Ostatnio ile razy coś zacznę- nie potrafię tego rozwinąć bądź skończyć. Najgorsze jest to uczucie gdy UTKNIESZ i nie możesz znaleźć rozwiązania. Kiedy nawet osoby, które uważałeś za przyjaciół odchodzą, a Ty nie możesz nic na to poradzić i zostajesz sam. Samotny, chociaż otacza Cię tyle ludzi. Jest nas ponad 7 miliardów a my i tak, paradoksalnie, czujemy się samotni. Od czego to zależy?

Przyjaźnisz się z kimś, znacie się od  lat, możecie porozmawiać o wszystkim, nie macie oporów bo wiecie, że ta druga osoba zawsze Was wysłucha i pomoże. Nadchodzi jednak taki dzień kiedy się zatrzymujesz, wszystko wokół Ciebie zwalnia i uświadamiasz sobie, że się zmieniłeś, co gorsza, uświadamiasz sobie, że nie tylko Ty się zmieniłeś. Inni też się zmienili i chociaż może nie chcą dać tego po sobie poznać już nie "nadajecie na tej samej fali" i wiesz to Ty i Twój już "były przyjaciel".

Człowiek jest jednak taką istotą, która nie potrafi wyzbyć się niektórych nawyków, jednym z nich jest właśnie takie COŚ co powstaje pomiędzy jedną osobą a drugą gdy przyjaźń się kończy. Nie wiem dokładnie jak to nazwać, nie wiem czy ktokolwiek wymyśli/ł na to kiedykolwiek nazwę, po prostu jest COŚ, ale nie jest to już przyjaźń. Przyzwyczajenie. Gdy chodzicie razem do klasy wygląda to tak: na każdej lekcji siedzicie razem, ponieważ zawsze tak było, po co to zmieniać, nie macie jednak już tematów do rozmów więc się nie odzywacie- egzystujecie. Wiecie o sobie dużo, lecz gdy któreś zaczyna mieć problemy nie przychodzi już z nimi do drugiej osoby, która, chcąc nie chcąc czuje się tym dotknięta, w końcu to jej się wcześniej zwierzałaś, trudno przestać się o kogoś martwić tak po prostu i zaakceptować taką nienaturalną dla Ciebie sytuacje.

Gorzej gdy jeszcze się przyjaźnicie, chociaż już wiecie, że zmierza to ku końcowi. Gdy trafisz na taką "przyjaciółkę", która znajduje sobie nową "koleżankę" w klasie. Myślisz sobie Spoko. Fajna jest i można z nią pogadać.  Robi się Trio i jest fajnie przez pierwsze 3 miesiące. Co się jednak później dzieje? Twoja "przyjaciółka" przestaje do Ciebie dzwonić po lekcjach, dzwoni to nowej koleżanki, na lekcjach też woli z nią rozmawiać, ponieważ wie co Ty byś jej powiedziała, po co marnować czas?- trzeba poszerzać horyzonty i wyrabiać nowe poglądy. Oddalacie się od siebie a Ty czujesz się coraz gorzej bo nawet jeżeli tego nie chcesz musisz pozwolić jej odejść...

Jednak gdy ściągniesz już wspólne zdjęcia z tablicy, która dzień w dzień przez lata wisiała przed Tobą, czujesz PUSTKĘ o jaką byś siebie nie podejrzewała. Mówisz sobie, że przecież to tylko zdjęcia, niestety ściągnięcie każdego, zadaje nową ranę, odbiera Ci na pewną chwilę poczucie przynależności. Zarysowuje Twoje poczucie bezpieczeństwa i sprawia, że masz problemy z ponownym zaufaniem innej osobie. Obwarowujesz się i nie pozwalasz innym się do Ciebie zbliżyć. Przez którąś już taką sytuacje z rzędu zaczynasz się tak bronić stawiając mury i zastanawiać, czy jakbyś odeszła ktoś by to teraz zauważył. A potem znajdujesz taki obrazek.






Który dokładnie oddaje to co czujesz, lecz nie potrafiłaś tego wcześniej wyrazić słowami. I już wiesz, że tak na prawdę będziesz tęsknić za wspomnieniami, przeżyciami, które dzieliłaś z daną osobą/ami i za jej/ich obrazem, który się w nich zachował.


Mówi się, że uczucie pustki sprzyja twórczości, i choć nie fizycznie, niestety boli...