Strony

It's walen… Shut the .... up!

Tak właściwie, to boję się walentynek - nigdy nie wiadomo, co komu, a co gorsza - co mi przyjdzie do głowy... Wysłać podpisaną kartkę? Zgoda. Wyznać komuś miłość? Ok. Zgodzić się na czekanie? Nie ma sprawy. Zrobić sobie złudne nadzieje? Ależ oczywiście. Boję się, ale zawsze miło wspominam te z jednej strony głupawe, z drugiej naiwnie romantyczne, a znowu z trzeciej strony nieco zabawne, z perspektywy czasu, historie, których, dla własnego dobra, nie opowiem.

Wiecie co jest kiepskie? To, że w ten dzień nie reklamuje się miłości do samej siebie. Tak więc ja, z tego zaszczytnego miejsca, będę propagować ową miłość.

To trudne, tak bezceremonialnie powiedzieć sobie, albo i wmówić, że się siebie kocha, wiem. Może więc warto pokochać w sobie te małe fragmenty osobowości? Te, które sprawiają Ci największą radość, kiedy wychodzą poza Twoją głowę.


Może to szaleństwo, które wychodzi wieczorem na dźwięk Come on Eileen albo Locked Out of Heaven i każe Ci tańczyć, chociaż wcale nie potrafisz? Może kulinarna strona, która objawia się, gdy w domu nie ma nic słodkiego, a Ty akurat masz okropną chandrę i do tego chcicę? Może to szalona perfekcyjna pani domu, która sprząta wszystkie półki, szafki i szuflady zamiast uczyć się na sprawdzian z biologii? Może to kompletnie niekompetentna piosenkarka, która nagle zaczyna śpiewać, gdy smaży naleśniki? Może to wewnętrzne dziecko, które potrafi jednym tchem obejrzeć trzy części The Little Mermaid a po tym jeszcze Anastazję? A może to coś, co ciągnie Cię do sztuki, w jakiejkolwiek pięknej postaci? Wiersza, zdjęcia, opowiadania?

Schowaj więc dzisiaj Wadliwą Siebie do szafy. Zapomnij o Niej. Zajmij się tą Sobą, którą lubisz najbardziej. Co Ty na to?









Myślę, że odrobina optymizmu z mojej strony nikomu nie zaszkodzi. xoxo