Strony

Fear of the Unknown.



Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale od dziecka boje się śmierci. Tego co będzie potem i czy w ogóle będzie jakieś potem.

Czasami, gdy już zasypiam, zastanawiam się, czy jakbym umarła to przestałabym, ot, tak po prostu, myśleć? Czy dryfowałabym w myślach nigdy się nie budząc? Czy może poszłabym do nieba i śpiewała anielskie chóry? Jaki jest w tym wszystkim sens?

Myśl o braku egzystencji mnie przeraża, przecież za 200 lat nikt już nie będzie o mnie pamiętał. Żyła sobie taka jedna co..., no właśnie co? I wtedy hieroglify, dzieła sztuki, książki i wszystko to czym teraz żyjemy, cała kultura nabiera dla mnie nowego znaczenia. Gdyby nie jego dzieła nikt nie pamiętał by teraz o Szekspirze, gdyby nie geniusz Leonarda, kto by dzisiaj o nim wiedział albo oglądał Mona Lisę w Luwrze?

A my co po sobie zostawimy? Mamy naście lat i nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawialiśmy się. Przecież jesteśmy jeszcze tacy młodzi. Niestety nigdy nie wiemy kiedy nadejdzie ten decydujący moment w życiu, gdy powiemy mu Goodbye. Tysiące pomysłów w naszych głowach, a który zostanie spełniony? Czy planowanie przyszłości w ogóle ma sens? Ile z tego co sobie wymarzyliśmy się ziści? Gdy patrzę w przeszłość i  na to co wtedy myślałam/robiłam i jakie przewidywania miałam odnośnie samej siebie w wieku 12 lat, dochodzę do smutnego wniosku, że życia nie da się zaplanować, ono ma na nas własny plan. Nie wiem czy jest to przeznaczenie, że niektórych ludzi spotykamy w danym okresie życia, a w innym odchodzą, że wpływają oni na nas w taki a nie inny sposób, czy może jakaś "istota wyższa", z wielką koncepcją świata. Nie wiem, chociaż nienawidzę tego stwierdzenia. Nie wiem.

Tak naprawdę boimy się nieznanego, czegoś innego. Boimy się również zmian, które czy tego chcemy czy nie w życiu nadchodzą.

Doświadczenia powinny nas uczyć by nie popełniać takich samych błędów. Ja jednak utknęłam w błędnym kole braku zaufania i strachu przed:

kolejnym odrzuceniem przyjaźni
tym, że ktoś znowu ode mnie odejdzie
miłością
zranieniem

 Z tego strachu zaczęłam odsuwać od siebie ludzi, nie pozwalać im się do siebie zbliżyć, stawiać mury nie do sforsowania. Nieme wołanie o pomoc, którego nikt nie słyszy, bo nikogo już nie ma.

Opowiem Wam bajeczkę, od której może powinnam zacząć.
Była sobie dziewczyna, która zawiodła się na swoje przyjaciółce (nota bebe od 10 lat) ponieważ ona odrzuciła ją szukając  byle jakiej wymówki. Dziewczyna postanowiła, że nie zaufa już nikomu niegodnemu jej zaufania. Wtedy poznała grupę wspaniałych ludzi, z którymi się jednak zaprzyjaźniła. Wycieczki, spotkania, rozmowy zapowiadały wspaniałą przyjaźń do końca ich dni. Minęły wakacje i następny rok. Wkroczyli w wiek 17 lat, zapoznali się już z liceum i friendship was over. Wszyscy się zmienili, nie potrzebowali już siebie wzajemnie. Niektórzy wyjechali inni, po prostu zmienili środowisko. Dziewczyna chodziła jednak do klasy z jednym z "byłych przyjaciół". Ale jak to wyszło? look here.


 Ale czym dokładnie jest dla Ciebie to NIEZNANE?